Tradycyjne dyski HDD nadal mają swoje zastosowania, a producenci przygotowują coraz pojemniejsze modele. Firma Seagate zapowiedziała wprowadzenie nowej generacji dysków, które mają zaoferować pojemność sięgającą 30 TB.
Firma Seagate to jeden z głównych graczy na rynku dysków twardych HDD. Podczas sprawozdania finansowego, producent ujawnił plany dotyczące rozbudowy oferty „twardzieli” – w najbliższym czasie planowana jest premiera modeli o pojemności 22 TB i 24 TB, ale niedługo później doczekamy się modeli mogących pomieścić nawet 30 TB. Można tutaj mówić o małej rewolucji na rynku HDD.
Nowa generacja dysków twardych będzie korzystać z technologii zapisu magnetycznego wspomaganego ciepłem (HAMR), która pozwoli jeszcze bardziej zwiększyć upakowanie danych na talerzu – w końcu doczekamy się modeli o rekordowej pojemności 30 TB.
Wprawdzie technologia HAMR jest rozwijana od dłuższego czasu, a pierwsze próbki dysków są udostępniane wybranym klientom do oceny, ale teraz mamy doczekać się oficjalnej premiery pierwszego dysku z nowym systemem zapisu. Premiery takich dysków należy spodziewać się już w czerwcu, ale początkowo będą one dostępne dla hiperskalowych centrów danych w chmurze. Później być może trafią one także na rynek konsumencki.
Obecnie spodziewamy się uruchomienia naszej platformy o pojemności ponad 30 TB w czerwcu, nieco wyprzedzając harmonogram. Szybkość początkowego wzrostu wolumenu modeli HAMR będzie zależała od wielu czynników, w tym wydajności i terminu kwalifikacji u klientów.
– powiedział podczas telekonferencji Dave Mosley, dyrektor generalny firmy Seagate (za SeekingAlpha).
Udział dysków HAMR w ofercie producenta będzie stosunkowo niewielki, ale z biegiem czasu powinien się powiększać.
Technologia HAMR pozwala opracować jeszcze pojemniejsze nośniki. Producent potwierdził, że udało mu się opracować talerze o pojemności 5 TB, co teoretycznie umożliwiałoby tworzenie 3,5-calowych dysków twardych o pojemności 50 TB (zakładając, że w jednym dysku znajdzie się 10 takich talerzy).
Na dyski twarde o pojemności 50 TB będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Według udostępnionych planów, pierwsze tak pojemne modele mają pojawić się dopiero w 2026 roku.
Źródło: Tom’s Hardware
Zmiana dotyczy wybranych wersji OS-u.
NTFS (ang. New Technology File System) to pamiętający jeszcze czasy Windows NT 3.1 i 1993 rok standardowy system plików, wspierany także w systemach Linux i MacOS. System ten zastąpił używany w MS-DOS stary system FAT, m.in. celem poprawy szybkości pracy z dużą liczbą plików, plikami większymi od 4 GB i dyskami o dużej pojemności. Ulepszana na przestrzeni ostatnich trzech dekad technologia ustąpi miejsca w Windows 11 nowszej.
Komputery z systemem Windows mają nośniki danych wstępnie sformatowane do systemu plików NTFS. Microsoft podobno planuje wprowadzenie ReFS (ang. Resilient File System) w celu zastąpienia NTFS w kolejnych wydaniach wybranych edycji Windows 11. Sugerują to odniesienia zauważone w najnowszej kompilacji udostępnionej w ramach programu Windows Insider.
ReFS stosowany jest od 11 lat w systemach Windows Server. W przeciwieństwie do NTFS, ReFS jest znacznie lepszy od strony dostępności i skalowalności danych. “Zaprojektowano go w celu maksymalizacji dostępności danych, wydajnego skalowania do dużych zestawów danych w różnych obciążeniach oraz zapewniania integralności danych z odpornością na uszkodzenia” – pisze Microsoft w swojej dokumentacji.
ReFS przewyższa NTFS pod wieloma względami, m.in. od strony przechowywania danych oraz potencjału na jego dalszy rozwój. NTFS obsługuje maksymalnie 256 terabajtów informacji. ReFS z kolei oferuje obsługę do 35 petabajtów danych. Różnica jest ogromna, jeśli weźmiemy pod uwagę współczynnik konwersji – petabajt to aż 1024 terabajtów.
Istnieje możliwość, że już wkrótce niektóre komputery z systemem Windows 11 Enterprise i Business będą dostarczane z ReFS jako domyślnym systemem plików. Ich użytkownicy z pewnością docenią chociażby funkcję konwertowania kosztownych operacji kopiowania plików fizycznych na szybkie operacje logiczne. Inna opcja związana z ReFS poprawia ogólną wydajność transferów danych i zmniejsza liczbę operacji I/O.
ReFS nie nadaje się raczej dla zwykłych konsumentów. ReFS brakuje funkcji obsługiwanych przez NTFS, w tym obsługi systemowej kompresji i szyfrowania. ReFS nie obsługuje również przydziałów dyskowych i nośników wymiennych.
Źródło: Windows Latest
https://www.telepolis.pl/tech/windows/windows-10-aktualizacje-starsza-wersja
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że Microsoft aktualnie skupia się na wspieraniu i rozwijaniu Windowsa 11. Starszy system powoli odchodzi w zapomnienie, o czym świadczy między innymi zakończenie jego sprzedaży pod koniec stycznia. Dodatkowo użytkownicy starszych wersji Windowsa 10 przestaną otrzymywać niektóre aktualizacje.
Taka informacja pojawiła się na stronie Microsoftu przy okazji wprowadzenia aktualizacji oznaczonej jako KB5019275. Firma z Redmond ostrzega, że posiadacze starszych wersji Windowsa 10, w tym 20H2 oraz 21H2, przestaną otrzymywać część aktualizacji. Zmiana dotyczy opcjonalnych update’ów, które nie są związane z bezpieczeństwem. Użytkownicy tych okienek będą dostawać tylko comiesięczne, skumulowane aktualizacje zabezpieczeń.
Zmiana dotyczy tylko starszych wersji systemu operacyjnego. Windows 10 w wersji 22H2, czyli tej najnowszej, nadal będzie otrzymywać aktualizacje bezpieczeństwa i opcjonalne. Zmiana wchodzi w życie po marcu 2023 roku, więc jest jeszcze trochę czasu, aby zaktualizować komputer do nowej wersji okienek z dziesiątką w nazwie.
Windows 10 cały czas jest najpopularniejszym systemem operacyjnym wśród użytkowników komputerów. Według grudniowego zestawienia Steama korzysta z niego 65,42 proc. użytkowników PC-tów. Podobne dane podaje statcounter, według którego 67,95 proc. komputerów nadal ma zainstalowaną tzw. dziesiątkę. Dla porównania Windows 11 osiąga pułap 28,42 proc. (Steam) lub 16,97 proc. (statcounter).
Usługi Microsoftu – Teams, Skype, Outlook i OneDrive – mają awarię. Problemy z platformą mają nie tylko mieszkańcy Polski, ale też wielu innych krajów, w tym również w USA. Dotychczas pojawiło się tysiące zgłoszeń z całego świata.
Jak wskazuje serwis Downdetector.pl, na którym można obserwować przerwy w dostawie poszczególnych usług w internecie, pierwsze zgłoszenia o awarii usług Microsoft masowo zaczęły napływać w środę rano po godz. 8:00. Dotychczas napłynęło kilkanaście tysięcy zgłoszeń o problemach z funkcjonowaniem aplikacji Teams i Skype, platformy Outlook i usługi OneDrive. Internauci zgłaszają również problemy z usługą Xbox Live.
Microsoft nie podał liczby użytkowników dotkniętych awarią, ale dane ze strony Downdetector.pl wykazały ponad 3900 incydentów w Indiach i ponad 900 w Japonii. Raporty o awariach pochodzą również z Australii, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Zgłoszenia napływają także z największych miast w Polsce, m.in. Warszawy, Krakowa, Katowic, Poznania, Gdyni i Wrocławia. Gazeta.pl również doświadczyła problemów podczas korzystania z usługi Teams. Internauci wskazują, że w serwisie Outlook nie przychodzą nowe e-maile. Niektórzy użytkownicy skarżą się na brak dostępu do plików w OneDrive, a w Skype występują problemy z doładowaniem konta i kupowaniem subskrypcji.
Firma Microsoft potwierdziła na Twitterze, że wie o trwającej awarii i pracuje nad rozwiązaniem problemu. “Zidentyfikowaliśmy potencjalny problem z siecią i przeglądamy dane telemetryczne, aby określić kolejne kroki dla rozwiązania problemów” – czytamy.
Z usługi Microsoft Teams korzysta ponad 280 milionów ludzi na całym świecie. Stanowi ona integralną część codziennej działalności firm i szkół, które używają jej m.in. do wykonywania połączeń, planowania spotkań i organizacji pracy.
https://www.telepolis.pl/tech/sprzet/serwer-nas-synology-diskstation-ds723-amd-ryzen
Chcesz by Twoje pliki były bezpieczne? Potrzebujesz prostego i taniego serwera do firmy? Myślisz o systemie monitoringu w domu? Synology ma coś dla Ciebie!
Bez różnicy czy potrzebujecie miejsca do wymiany plików w małej firmie lub domu, tworzycie kopie danych, a może po prostu chcecie chronić swój majątek z wykorzystaniem monitoringu wideo. W każdym z tych przypadków potrzebujecie odpowiedniego serwera. Można to robić zarówno w chmurze, jak i lokalnie.
Synology wykorzystało procesor AMD Ryzen R16000
W drugim przypadku zbawienne są urządzenia typu NAS. A tak się składa, że jeden z najbardziej rozpoznawalnych i cenionych na rynku producentów rozszerzył swoją ofertę. Mowa o firmie Synology.
Synology DiskStation DS723+ to niewielki, dwuzatokowy NAS o wymiarach 166 x 106 x 223 milimetrów i wadze 1,5 kilograma. Sercem urządzenia jest 2-rdzeniowy procesor AMD Ryzen R1600 pracujący z zegarem od 2,6 do 3,1 GHz. Wspiera go 2 GB pamięci DDR4 EEC, które można rozszerzyć do maksymalnie 32 GB.
Opisywane urządzenie wyposażono w dwie zatoki dla nośników danych typu 3,5″ lub 2,5″ oraz dwa miejsca dla SSD typu M.2 2280 NVMe. Całość chłodzi cichy, 92-milimetrowy wentylator.
Urządzenie oferuje dwa gigabitowe złącza RJ-45, ale użytkownik może zmodernizować NAS z pomocą 10-gigabitowej karty rozszerzeń. Prócz tego mamy tutaj do dyspozycji port eSATA oraz jedno USB 3.2 Gen 1.
Synology DiskStation DS723+ trafił już do pierwszych zagranicznych sklepów. Sugerowana cena wynosi 450 dolarów, czyli równowartość około 1955 złotych. To sporo biorąc pod uwagę liczbę zatok i ogólną specyfikację urządzenia. Jednak cenę z pewnością podnosi mocny (jak na NAS) procesor od AMD.
https://antyweb.pl/lastpass-atak-hakerski-zagrozone-dane
Cyberprzestępcy wykradli nasze dane z LastPass kilka dobrych miesięcy temu, a firma dopiero teraz raczyła nas o tym poinformować. O co tu chodzi?
LastPass na swoim blogu dopiero teraz poinformowało, że cyberprzestępcy, którzy w sierpniu tego roku dopuścili się ataku na firmę, wykradli całą paczkę danych, w których są przechowywane hasła klientów oraz inne dane użytkowników.
Jak informowaliśmy wcześniej w tym roku, hakerzy włamali się na konto jednego z programistów i zabrali fragmenty kodu źródłowego oraz niektóre zastrzeżone informacje techniczne. Wtedy dostaliśmy jednak zapewnienie, że wszystko działa jak najbardziej okej i klienci nie mają się o co obawiać — okazuje się jednak, że nie była to całkowita prawda, a o skali tego ataku dowiadujemy się niemal pół roku po całym wydarzeniu.
Jak teraz donosi dyrektor generalny LastPass, Karim Toubba, cyberprzestępcy ukradli programiście klucz do chmury, w której są przechowywane dane — i w konsekwencji wykradli całą kopię zapasową pakietu haseł użytkowników. Ponadto warto zaznaczyć, że wyciekły również inne informacje o użytkownikach, między innymi nazwiska, adresy e-mail, numery telefonów czy niektóre informacje rozliczeniowe.
Wiemy, że wszystkie wykradzione dane są w „zastrzeżonym formacie binarnym”, który zawiera zarówno niezaszyfrowane, jak i zaszyfrowane informacje. LastPass nie ujawniło jednak żadnych szczegółów dotyczących bezpieczeństwa tego formatu, więc ciężko określić, jak trudne są one do złamania. Nie mamy również pojęcia, które informacje są niezaszyfrowanymi danymi — tymi w teorii mają być wyłącznie adresy internetowe, lecz wiemy przerażająco mało na ten temat. LastPass nie jest w ogóle wylewne w informowaniu klientów o dokładności całego przedsięwzięcia — i z tego względu nie mamy również świadomości, jak bardzo aktualne są wykradzione dane.
Źródło: Depositphotos
Nie jest istotne, jak bardzo niebezpieczny jest to atak. Nie przekonuje mnie również argument, że jeśli mamy dwuetapową weryfikację, to możemy w ogóle zignorować kwestię tego ataku — po pierwsze nie wiemy, które dane są zagrożone bez konieczności wpisywania hasła do LastPass, po drugie sama firma ostrzega, że hakerzy za wszelką cenę mogą chcieć włamywać się na konta, a po trzecie (i najważniejsze) chodzi o samą świadomość tego, że jesteśmy zagrożeni. Chociażby po to, żebyśmy mogli zmienić hasło na nowe i bezpieczniejsze lub dodać wspomnianą weryfikację dwuetapową.
Atak, o którym mowa, miał miejsce w sierpniu. Prawie pół roku temu hakerzy włamali się na konto jednego z programistów, uzyskując dostęp do kolosalnej bazy danych, a firma informuje nas o tym dopiero teraz? Jest to sytuacja szczerze niepoważna i dawno nie widziałem takiej niekompetencji ze strony jakiejś firmy — i chociaż osobiście nie korzystam z usług LastPass, to po tej sytuacji jestem przekonany, że nigdy nie zacznę tego robić.
Firma, której powierzamy swoje dane — i nie tylko hasła, ale również swoje prywatne informacje — pokazuje przytłaczający wręcz brak odpowiedzialności. Zwyczajnie nie ma wytłumaczenia na trzymanie takiej informacji w tajemnicy przez tyle miesięcy.
Źródło: LastPass
https://spidersweb.pl/2022/12/nowa-przegladarka-arc.html
Myślałem, że czasy wielkich odkryć w świecie przeglądarek już minęły, ale przyjemnie się zaskoczyłem. Nowa przeglądarka Arc pokazuje, jak dużo można jeszcze zrobić w kwestii wyglądu i obsługi programu.
Kilka dobrych lat temu uwielbiałem sprawdzać konkurencyjne przeglądarki. Zaczęło się od Firefoksa, później był romans z Operą, następnie na długi czas wygrał Chrome, ale w końcu jego ociężałość sprawiła, że na Windowsie moją domyślną przeglądarką jest Edge, a na macOS Safari.
Dziś różnice między przeglądarkami są niewielkie, szczególnie jeśli mówimy o programach bazujących na Chromium. A przynajmniej tak myślałem jeszcze tydzień temu, bo przeglądarka Arc pokazuje, że stare dobre Chromium można opakować w całkowicie nowy interfejs.
Arc jest projektem na wczesnym etapie rozwoju. Obecnie dostęp można uzyskać tylko poprzez zaproszenie od innej osoby bądź zaproszenie bezpośrednio od twórców, które po rejestracji maila po jakimś czasie wpadnie do skrzynki mailowej. Pod tym linkiem jest pięć zaproszeń ode mnie (nie mam z nich żadnej korzyści). Arc jest obecnie dostępna tylko na macOS, ale wersja na Windowsa już się tworzy.
Arc wywraca do góry nogami kwestię interfejsu, bo panuje tu wręcz skrajny minimalizm. Główne okno zawiera stronę internetową i wąską ramkę wokół niej. I to tyle. Nie ma zakładek, kart, paska adresu, przycisków.
To wszystko jest ukryte w panelu chowanym za lewą krawędzią. Jeśli chcemy, możemy go przypiąć na stałe. To sprawia, że Arc ma feeling bardziej z gatunku aplikacji mobilnej niż desktopowego programu, ale potrafi to samo, co każda inna desktopowa przeglądarka.
Pasek adresu i wyszukiwania przypomina Spotlight wbudowany w macOS.
No dobrze, a jak korzystać z przeglądarki, kiedy boczny panel jest ukryty? Można go wysunąć najeżdżając myszką na lewą krawędź, albo skorzystać ze skrótów. Karty można przełączać skrótami klawiszowymi, a pasek adresu i wyszukiwania można w każdej chwili wywołać skrótem cmd+l. Ma on formę bardzo przypominającą wyszukiwarkę Spotlight wbudowaną w macOS.
Dzielony widok przeglądarki Arc.
Do bocznego panelu wrócimy za moment, bo jest o czym mówić, ale najpierw przejdźmy do kolejnego świetnego wyróżnika Arc, czyli dzielonego ekranu. Okno przeglądarki można podzielić na maksymalnie cztery części, a każda może jednocześnie wyświetlać inną stronę internetową. Cztery strony to przesada, ale układ dwóch sprawdza się wyśmienicie. Widać to na przykładzie Twittera otwartego na stałe obok głównej strony, na której działamy.
Co więcej, możemy zapamiętywać nasz układ dzielonego widoku. Taki podwójny widok możemy zapisać jako jedną kartę i w razie potrzeby szybko do niej wrócić lub przełączyć się tymczasowo na bardziej standardowy widok.
Przeglądarka Arc z wysuniętym bocznym panelem.
Boczny pasek ma kilka przemyślanych funkcji. U góry mamy pasek adresu i wyszukiwania, a pod nim możemy przypiąć kilka ulubionych zakładek, które będą wyszczególnione jako duże przyciski z favikoną strony.
Niżej mamy zapisane zakładki, a jeszcze niżej otwarte karty. Takie trzy sekcje pozwalają rzutem oka ogarnąć, co mamy otwarte, a co możemy już zamknąć.
Przeglądarka przełączona na przestrzeń do pracy. Zmienia się kolor interfejsu oraz cały układ zakładek i kart.
Teraz najlepsze: takich przestrzeni jak opisane wyżej można tworzyć wiele i przełączać się między nimi. Wiem, że brzmi skomplikowanie, ale to w praktyce prosty i bardzo przemyślany mechanizm. Przykładowo, możemy mieć przestrzeń ogólną, przestrzeń do pracy i przestrzeń rozrywkową. W każdej możemy mieć zachowane inne ulubione strony, zakładki, karty i grupy kart. Wszystkie są też jednocześnie przechowywane w tle, więc przełączanie się na przestrzeń rozrywkową nie spowoduje zamknięcia przestrzeni do pracy. Każda przestrzeń może mieć też zupełnie inny kolor interfejsu przeglądarki, co w praktyce sprawdza się świetnie.
Twórcy Arc idą znacznie dalej w swojej przeglądarce, bo dodają do niej takie funkcje jak tworzenie notatek czy np. integrację z kalendarzem. Wewnątrz przeglądarki mamy też coś na kształt Findera, pokazującego miniaturki i podglądy pobranych plików.
Jeśli lubisz takie rzeczy, będziesz miał sporo zabawy. Według mnie jest to jednak niepotrzebny dodatek.
Oznacza to, że zapewnia największą kompatybilność z nowoczesnym internetem. Mamy tu standardowe rozwiązania, takie jak np. mechanizm Obraz w obrazie dostępny przy filmach, w tym na YouTubie. Mamy też dostęp do rozszerzeń z przeglądarki Chrome.
Po kilku dniach zabawy z Arc nie mam ani trochę dość, choć nie ustawiłem tej przeglądarki jako domyślnej. Jeszcze nie wiem, czy Arc będzie chwilowym zauroczeniem, czy moim nowym oknem na internet, ale wiem z całą pewnością, że patrzymy właśnie na przyszłość projektowania interfejsów. Przy Arc wszystkie największe przeglądarki, w tym Chrome, Safari czy Edge, wyglądają jak programy z minionej epoki.
https://www.pcworld.pl/news/Windows-12-wymagania-kiedy-premiera-cena-05-12-2022,440554.html
Choć jeszcze jakiś czas temu powstanie Windowsa 12 wydawało się żartem, coraz więcej dowodów wskazuje na to, że może on faktycznie pojawić się na rynku.
Pierwsze wzmianki o Windows 12 pojawiły się w połowie lipca 2022 roku. Pisałem wówczas:
“(…)wraz z przejściem na cykl jednej dużej aktualizacji rocznie i czterech Momentów Microsoft wprowadził podobno zasadę publikowania nowej, dużej wersji systemu raz na trzy lata. I wedle logiki można rozplanować to tak: 2021 – pierwsza wersja Windows 11, 2022 – duża aktualizacja 22H2, 2023 – duża aktualizacja 22H3, 2024 – Windows 12.(…)”
Jednak już wcześniej, na początku 2021 roku, pojawiały się wzmianki o tym, że Microsoft szykuje kolejny system. Były to przede wszystkim żarty, aczkolwiek niespodziewanie zmieniły się w prawdopodobieństwo. Jakby nie było Windows 10 miał być ostatnim systemem w dziejach – i co? I mamy już od prawie roku Windows 11. Powstało zresztą częściowo na bazie Windows 10X, który ostatecznie nigdy nie ujrzał światła dziennego.
W tym tekście zbieramy wszystkie informacje na temat Windows 12, a artykuł będzie aktualizowany w miarę pojawiania się kolejnych wieści. Jeśli zamiast czytać wolisz oglądać i słuchać – mamy dla Ciebie wersję wideo tego tekstu.
Czy Windows 12 powstanie?
Prawdopodobnie. Dlaczego? Windows XP i Windows 7 są aktualizowane od odpowiednio 12 i 11 lat, a Windows 10 w 2025 roku będzie mieć 10 lat. Windows 8 był wspierany tylko przez cztery lata, ale jest wyjątkiem oraz przykładem na to, że producent wziął sobie do serca powszechną krytykę. Jeśli zatem dodamy do zestawienia Windows 11, wsparcie dla niego powinno trwać do 2031-2033 roku. W takiej sytuacji nowy system powinien pojawić się parę lat wcześniej.
Prace nad Windows 12 potwierdzają rzadkie póki co przecieki, z których możemy dowiedzieć się, że nazwa kodowa Windows 12 to Next Valley. To oczywiście nawiązanie do dużych aktualizacji Windows 10 i 11, których kody to “Sun Valley”.
Wszystkie znaki wskazują póki co na rok 2024, a ponieważ zarówno Windows 10, jak i Windows 11 ukazały się na jesieni, zapewne i Windows 12 zostanie udostępniony o tej porze roku. Jednak powinien zostać zapowiedziany przynajmniej pół roku wcześniej.
AKTUALIZACJA 27.09.2022
Najnowsze pogłoski mówią o tym, że pod koniec roku 2024 system trafi jedynie do wybranych użytkowników, a do szerszej dystrybucji ma zostać przekazany dopiero w 2025. Być może pierwsi użytkownicy będą zarazem jego beta-testerami, dzięki którym system trafi na miliony urządzeń bez błędów.
AKTUALIZACJA 25.10.2022
Ponieważ Windows 11 ukazał się 5 października, a duża aktualizacja Windows 22H2 pojawiła w połowie września, premiera Windows 12 powinna mieć miejsce w drugiej połowie września lub na początku października.
Prawdopodobnie tak, ale tylko dla użytkowników Windows 11. Czyli tak, jak miało to miejsce przy przechodzeniu z Windows 7 na Windows 10 oraz z Windows 10 na Windows 11. Oprócz tego powinna być także dostępna płatna wersja instalacyjna w formie cyfrowej lub na płycie DVD. Koszt zapewne będzie uzależniony od rodzaju edycji – tańsza Home i droższa Pro. Należy jednak zauważyć, że prawdopodobnie opcja darmowego przejścia z Windows 11 na Windows 12 będzie dostępna tylko przez pewien czas. Podobnie w drugą stronę – czyli gdy zdecydujesz się z Windows 12 wrócić na Windows 11.
Oczywiście należy także wziąć pod uwagę fakt, że gdy nastąpi premiera Windows 12 zacznie się on pojawiać na nowych laptopach i zestawach desktopowych. Dlatego gdy ktoś będzie nabywać nowy sprzęt, od razu zacznie od Windows 12.
Za wcześnie jeszcze, aby odpowiedzieć na to pytanie. O ile przy Windows 11 same wymogi co do ilości pamięci RAM czy procesora były znośne, o tyle niespodziewane okazało się TPM 2.0 oraz Secure Boot. Trudno zatem powiedzieć, czego jeszcze będzie wymagać Microsoft? Zapewne same wymagania sprzętowe nie będą niższe niż przy Windows 11, a więc 4 GB RAM minimum, 64 GB miejsca na dysku oraz wyświetlacz obsługujący rozdzielczość 720p.
ŻeBiorąc pod uwagę fakt, że Microsoft nie umieścił jeszcze wszystkich planowanych nowych rzeczy w Windows 11, próba przewidzenia nowych funkcji w Windows 12 przypomina wróżenie z fusów lub układanie własnej listy życzeń. Aczkolwiek pojawiają się spekulacje, że nowy system zostanie zbudowany na nowo, a nie na bazie “jedenastki”. Dlatego możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Być może do czasu premiery urządzenia składane zostaną upowszechnione i Windows 12 będzie w stanie je obsługiwać? Pewne jest, że na pewno będą w systemie obsługa gestów oraz widżety.
AKTUALIZACJA 04.10.2022
Spodziewamy się, że skoro programy Windows Insider działają zarówno z Windows 10, jak i Windows 11, również Windows 12 będzie mieć tego typu opcję dołączenia.
AKTUALIZACJA 10.10.2022
W sieci znaleźć można koncepcyjne wideo pokazujące instalację systemu Windows 12.1 oraz interfejs systemu. Jest to oczywiście projekt autorski, ale wygląda na tyle ciekawie, że warto go obejrzeć.
AKTUALIZACJA 14.10.2022
Podczas konferencji Ignite pokazano prototypową koncepcję designu oraz interfejsu dla aktualizacji Next Valley. Można zatem przypuszczać, że jest to potencjalny design Windows 12. Niestety, z konferencji wyciekł tylko jeden zrzut ekranu, który pokazujemy poniżej.
Z informacji wiemy jednak, że była co najmniej jeszcze jedna, z transparentnym paskiem interfejsu w górnej części ekranu. Ogólnie widać, że Microsoft idzie z interfejsem w kierunku macOS – co zresztą widzimy już w Windows 11.
AKTUALIZACJA 20.10.2022
Microsoft zadecydował, że Windows 11 będzie otrzymywać jedną dużą aktualizację rocznie oraz pomniejsze, nazywane Momentami. W Windows 12 możemy oczekiwać podobnego rozwiązania, ale dopóki producent nie wypowie się o tym oficjalnie, są to tylko spekulacje. Jeśli pojawią się Momenty, można spodziewać się prawdopodobnie od dwóch do czterech rocznie.
AKTUALIZACJA 05.12.2022
W sieci pojawił się nowy, interesujący koncept Windows 12. Na materiale wideo system wygląda bardzo podobnie do Windows 11, ale zarazem ma swoje ciekawe zmiany. A ponieważ obraz wart tysiąca słów, zapraszam do obejrzenia poniższej prezentacji.
https://antyweb.pl/microsoft-365-office-online
Microsoft od jakiegoś czasu oferuje, podobnie jak Google, cały pakiet Office w sieci za darmo. Warto z niego korzystać?
null
Jakiś czas temu pokazałem wam, jak prezentują się, moim zdaniem, najlepsze darmowe pakiety biurowe na świecie – LibreOffice, Open Office i WPS. Jeżeli doliczymy do tego FreeOffice, oraz np. korzystanie z Google Docs, będziemy mieli całkiem pokaźną listę aplikacji, które z powodzeniem mogą zastąpić horrendalnie drogi Microsoft Office, którego kupno w przypadku użytkownika indywidualnego, który co jakiś czas potrzebuje napisać jakiś dokument czy zestawić coś w arkuszu kalkulacyjnym, zwyczajnie nie ma sensu. Jednocześnie jednak nie można nie doceniać tego, jak mocno ludzie przyzwyczajają się do niektórych standardów. Pomimo tego, że interfejsy programów jak WPS czy OnlyOffice łudząco przypominają te z Worda czy Excela, to pamiętajmy, że dla wielu użytkowników nie istnieje inny program biurowy niż Office i kropka. W końcu nie bez powodu to program Microsoftu znajduje się co roku na szczytach list najczęściej piraconych programów.
Co jeżeli chcemy mieć Office, a nie chcemy płacić nawet złotówki?
Jeżeli korzystamy z chmury OneDrive (a mamy ją, jeżeli mamy konto Microsoftu) możemy skorzystać z darmowej alternatywy dla Office, jaką jest… chmurowa wersja tego samego pakietu biurowego, nazwana od niedawna Microsoft 365. Jest tam wszystko, co w normalnym pakiecie Office – Word, Excel, PowerPoint, Outlook, Teams, a także inne programy, jak Forms, Sway, Automate, OneNote czy To Do. Każdy z tych programów pozwoli na pełną edycję dowolnego wybranego przez nas pliku, zupełnie tak, jak aplikacja desktopowa. Oznacza to też, że w przeciwieństwie do “nieautoryzowanych” programów biurowych mamy tu zachowaną pełną kompatybilność z formatami MS.
Czy takie rozwiązanie ma swoje minusy? Owszem. Przede wszystkim – dalej zostajemy bez programu, który otworzyłby nam pliki, które mamy na komputerze. Webowa apka nie może być bowiem domyślną do tego typu zadań, gdyż ona może otwierać i zapisywać tylko pliki, które znajdują się w chmurze OneDrive. Nie jest więc to wygodne, jeżeli ktoś codziennie pracuje na tekście i wymienia wiele dokumentów, które musi przesłać przez różnego rodzaju kanały komunikacji. Jednak jeżeli ktoś szuka darmowego programu biurowego, podejrzewam, że nie jest taką osobą. Takim osobom raczej potrzeba wygodnego narzędzie do przygotowania prostych dokumentów, a dzięki integracji z OneDrivem mamy do nich dostęp z każdego miejsca na ziemi. Dodatkowo pamiętajmy, że są tu wszystkie inne funkcje Office’a, za którego w najtańszej wersji trzeba zapłacić jednorazowo ponad 600 zł, a w abonamencie – 30 zł miesięcznie.
Sam korzystam z Microsoft 365 chociażby kiedy używam laptopa, dzięki czemu nie muszę bawić się w przesyłanie tekstu pomiędzy komputerami – po prostu czeka on na mnie w chmurze. I jak mówię – dla osób, które działają na olbrzymich tabelach w Excelu, czy też muszą przygotować superważną prezentację w pracy prawdopodobnie lepszym (i pewniejszym) rozwiązaniem będzie którykolwiek z nawet darmowych pakietów biurowych, ale dla osoby, takiej jak np. ja, która po prostu od czasu musi zrobić coś przy użyciu laptopa (np. podczas wyjazdu), możliwość stworzenia tekstu w przeglądarce, do którego potem będę miał dostęp z każdego innego urządzenia okazała się bardzo wygodna i podejrzewam, że dużo osób może szukać podobnego rozwiązania.
https://antyweb.pl/windows-subsystem-for-linux
Windows Subsystem for Linux jest dziś dostępny dla wszystkich użytkowników, także na Windowsie 10. To dobra wiadomość nie tylko dla programistów.
Jak dobrze wiemy, relacja Microsoftu z oprogramowaniem otwartoźródłowym, w szczególności Linuxem, była przez długi czas… skomplikowana. Wszyscy pamiętamy przecież wypowiedź Steve’a Ballmera z 2001 kiedy nazwał Linuxa “rakiem, który przyczepia się do wszystkiego, czego dotknie” i oskarżał go o naruszenie swoich patentów, a nawet prowadził kampanię marketingową przeciwko niemu. To zaczęło się zmieniać na przełomie dekad, kiedy coraz więcej osób związanych ze środowiskiem Open Source zaczęło dołączać do Microsoftu, a jednym z ostatnich zarządzeń Billa Gatesa było to, by Microsoft aktywnie używał, rozwijał i wspierał tworzenie otwartoźródłowego oprogramowania.
Zmiana była widoczna, ponieważ Microsoft zaczął coraz częściej wykorzystywać Open Source w swoich produktach (np. przechodząc z własnego Edge na przeglądarkę opartą na chromium), portować swoje programy na Linuxa, czy też w końcu – wypuścić własną dystrybucję, nazwaną Windows Subsystem for Linux (WSL). To właśnie ona jest dziś dostępna dla wszystkich użytkowników.
WSL jest teraz dostępna dla wszystkich. Także na Windows 10
Microsoft zapowiedział, że od teraz zarówno użytkownicy Windows 11 jak i Windows 10 mogą pobrać ze sklepu Microsoft pełną wersję aplikacji WSL, która pozwala odpalić każdą aplikację z Linuxa na Windows, bez potrzeby stawiania maszyny wirtualnej. WSL obsługuje też aplikacje z GUI, więc nie trzeba do wszystkich rzeczy używać terminala.
LINUX
Linuxiarze się ucieszą – od teraz odpalą swoje apki na Windowsie
KRZYSZTOF ROJEK
23 listopada 2022
Linuxiarze się ucieszą – od teraz odpalą swoje apki na Windowsie
59
Windows Subsystem for Linux jest dziś dostępny dla wszystkich użytkowników, także na Windowsie 10. To dobra wiadomość nie tylko dla programistów.
Jak dobrze wiemy, relacja Microsoftu z oprogramowaniem otwartoźródłowym, w szczególności Linuxem, była przez długi czas… skomplikowana. Wszyscy pamiętamy przecież wypowiedź Steve’a Ballmera z 2001 kiedy nazwał Linuxa “rakiem, który przyczepia się do wszystkiego, czego dotknie” i oskarżał go o naruszenie swoich patentów, a nawet prowadził kampanię marketingową przeciwko niemu. To zaczęło się zmieniać na przełomie dekad, kiedy coraz więcej osób związanych ze środowiskiem Open Source zaczęło dołączać do Microsoftu, a jednym z ostatnich zarządzeń Billa Gatesa było to, by Microsoft aktywnie używał, rozwijał i wspierał tworzenie otwartoźródłowego oprogramowania.
To cię zainteresuje
Użytkownicy wściekli. Canonical wrzuciło reklamy do Terminala Ubuntu
EuroLinux Desktop – jak prezentuje się polska dystrybucja linuxa?
Zmiana była widoczna, ponieważ Microsoft zaczął coraz częściej wykorzystywać Open Source w swoich produktach (np. przechodząc z własnego Edge na przeglądarkę opartą na chromium), portować swoje programy na Linuxa, czy też w końcu – wypuścić własną dystrybucję, nazwaną Windows Subsystem for Linux (WSL). To właśnie ona jest dziś dostępna dla wszystkich użytkowników.
WSL jest teraz dostępna dla wszystkich. Także na Windows 10
Microsoft zapowiedział, że od teraz zarówno użytkownicy Windows 11 jak i Windows 10 mogą pobrać ze sklepu Microsoft pełną wersję aplikacji WSL, która pozwala odpalić każdą aplikację z Linuxa na Windows, bez potrzeby stawiania maszyny wirtualnej. WSL obsługuje też aplikacje z GUI, więc nie trzeba do wszystkich rzeczy używać terminala.
Tech zmienia się!
Twój email…
Zapisz się na newsletter
Do czego można wykorzystać WSL? Przede wszystkim, jeżeli ktoś bardzo lubi maszyny z Linuxem i oprogramowanie, które często jest ekskluzywne dla tego otwartoźródłowego systemu operacyjnego, ma teraz możliwość korzystania ze swoich programów w łatwy i przystępny sposób właśnie przez WSL. To zdecydowanie pomoże osobom, które z jakichś względów muszą poruszać się pomiędzy dwoma systemami. Kolejną kwestą są oczywiście osoby, które tworzą oprogramowanie. Dzięki narzędziu, które pozwoli emulować inny system operacyjny, zyskują oni dużo wygodniejszą metodę tworzenia i, przede wszystkim, testowania swojego kodu.
Microsoft loves Linux, ale bez przesady
Fakt, że dziś Microsoft jest jedną z głównych korporacji, które wspierają rozwój Linuxa (obok takich firm jak Huawei czy Facebook) nie oznacza, że firma pochwala wszystko, co robi (bądź chce robić) społeczność skupiona wokół rozwiązań otwartoźródłowych. Od lat bowiem jednym z głównych postulatów osób zorganizowanych dookoła open source jest wypuszczenie starszych wersji Windowsa właśnie jako otwarte oprogramowanie. Dzięki temu społeczność mogłaby zaktualizować je do tego stopnia, by maszyny z XP, Vistą czy nawet Windowsem 98 wciąż mogły być bezpiecznie używane dziś. Co więcej – ocaliłoby to przed zapomnieniem całą rzeszę programów, gier czy peryferiów, które działają tylko z tymi starszymi systemami, nie mówiąc już o samych retrokomputerach.
Na to jednak Microsoft nawet nie rozważa zgody.