Korporacja postanowiła sprawdzić, czy pomysł podwodnego centrum danych możliwy jest zrealizowania, czy też jest to póki co koncepcja z gatunku science fiction.
Zbudowała więc takie centrum i zatopiła go niedawno w morzu (na północ od wybrzeża Szkocji) 40 metrów pod powierzchnią wody. Centrum pobiera prąd za pośrednictwem podmorskiego kabla ze znajdującego się opodal archipelagu Orkney, znanego z produkcji energii odnawialnej.
Prace nad podwodnym centrum danych ruszyły w 2014 roku w ramach projektu noszącego nazwę Project Natick. Naukowcy postawili sobie za cel zaprojektowanie podwodnego centrum danych, które można by w każdej chwili uruchomić z dowolnym miejscu na świecie w ciągu maksimum 90 dni. Budowa klasycznego, czyli lądowego centrum danych, trwa z reguły nie krócej niż rok.
Pierwsza podwodna kapsuła mieszcząca centrum danych (nosząca nazwę Leona Philpot) powstała w 2016 roku i przeszła w tym samym roku swój chrzest bojowy u wybrzeży Kalifornii, gdzie pracowała non-stop przez 105 dni. Był to pierwszy test mający udowodnić że koncepcja jest możliwa do zrealizowania.
Wtedy firma zdecydowała, że podobne, ale większe centrum danych zostanie zatopione u wybrzeży Szkocji, gdzie będzie dalej testowane przez okres co najmniej pięciu lat.
Jest to oczywiście bezzałogowe centrum danych, monitorowane i zarządzane w stu procentach zdalnie. Kapsuła zawierająca pierwsze podwodne centrum danych wygląda jak duże cygaro i ma 14 metrów długości.
Nie jest to duże centrum danych, gdyż ma do dyspozycji tylko 864 serwery. W przypadku lądowych centrów danych ilość serwerów liczona jest najczęściej w dziesiątkach tysięcy.
Również pamięć masowa nie zaskakuje pojemnością. Może w niej zapisać 5 mln filmów. Są to jednak początki i jeśli koncepcja sprawdzi się, kolejne centra danych tego typu będą zapewne dużo większe.
Artykuł pochodzi ze strony https://www.computerworld.pl , autor Janusz Chustecki